Forum Forum o Good Charlotte Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
EKWINOKCJUM

 
Odpowiedz do tematu    Forum Forum o Good Charlotte Strona Główna » Opowiadania Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
EKWINOKCJUM
Autor Wiadomość
Kelly
Administrator
Administrator



Dołączył: 02 Lip 2006
Posty: 6060
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

Post EKWINOKCJUM
Kupiłam ostatnio fajną książkę i tak sobie pomyślałam, że codziennie będę wam pisać po 1 rozdziale xD
Zacznę od jutra bo dzisiaj już troszkę późno
Jakby wam się nie podobało to mówcie to najwyżej przestane się wysilać i nie będę pisać już dalej Ya winkles


Post został pochwalony 0 razy
Sob 22:19, 23 Cze 2007 Zobacz profil autora
sick
Administrator
Administrator



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z brzucha mamy ! x]

Post
a oczym ona jest


Post został pochwalony 0 razy
Sob 23:04, 23 Cze 2007 Zobacz profil autora
Kelly
Administrator
Administrator



Dołączył: 02 Lip 2006
Posty: 6060
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

Post
zobaczysz jutro już pierwszy rozdział ale naprawdę niezła (moim zdaniem)


Post został pochwalony 0 razy
Sob 23:05, 23 Cze 2007 Zobacz profil autora
sick
Administrator
Administrator



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z brzucha mamy ! x]

Post
no to czekam ^.^


Post został pochwalony 0 razy
Sob 23:58, 23 Cze 2007 Zobacz profil autora
Kelly
Administrator
Administrator



Dołączył: 02 Lip 2006
Posty: 6060
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

Post
PROLOG
Oksford,20 marca, 19.36

Przecina przewód paliwowy w samochodzie dziewczyny, gdy ta delektuje się wczesną kolacją w domu przyjaciółki,
a potem patrzy, jak benzyna wylewa się na asfalt i spływa w dół, coraz dalej od wozu, by wolno odparować.
Mijają minuty i wreszcie widzi ją , jak wychodzi z domu, wsiada do samochodu i przejeżdża może ćwierć mili wśród pól.
W milczeniu przygląda się jak bezwładny już pojazd zatrzymuje się na poboczu.
Wyłączywszy światła i stacyjkę, pozwala by i jego wóz potoczył się jeszcze trochę i zatrzymał pięćdziesiąt jardów za nią.
Nasłuchuje, gdy dziewczyna daremnie stara się uruchomić silnik.
Wysiada z samochodu i idzie niespiesznie poboczem, trzymając się z dala od światła księżyca, podążając za mozaiką cieni.
Ona jest ledwie sylwetką na tle cytrynowej poświaty, która rozlewa się na dachu wozu, prześwietliwszy gałęzie i listowie zawieszone nad drogą.
Plastikowe ochraniacze na jego butach z wilgotnym mlaśnięciem zapadają się w miękką ziemię.
Słyszy swój równy oddech, a ciepłe powietrze rytmicznie owiewa wewnętrzną stronę pleksiglasowej szybki zakrywającej jego twarz.Przyśpiesza kroku.
Dziewczyna przestaje przekręcać kluczyk w stacyjce i zaczyna się rozglądać, ale nie widzi mężczyzny,
który idąc w głębokim cieniu, zbliża się do jej samochodu.
Ona natomiast widzi, jak ona sięga po telefon komórkowy, leżący gdzieś na fotelu pasażera jeszcze dwa kroki i jest u drzwi. Otwiera je i gwałtownie wpycha do kabiny rękę uzbrojoną w skalpel.
Dziewczyna krzyczy i wypuszcza telefon, który zsuwa się po jej ciele i ląduje na podłodze samochodu.
Jednym płynnym ruchem mężczyzna pochyla się ku niej i unosi ramię. Pleksiglas zasłania jego twarz.
Dziewczyna zaczyna się trząść mimowolnie z otwartymi ustami, oniemiała z przerażenia.
Zanim zdobędzie się na krzyk, wolna dłoń napastnika z mocą przyciska się do jej warg.
Ich twarze dzieli teraz ledwie kilka cali; zaatakowana widzi pod maską oczy o wielkich źrenicach.
Ból jest w pierwszej chwili zaledwie ukłucie, ale zaraz przybiera na sile i ogarnia całą klatkę piersiową.
Dziewczyna z niedowierzaniem dotyka ręką i czuje płyn, który wydobywa się z jej ciała i wsiąka w bluzkę.
Metal ostrza zdaje się skręcać ku górze do wnętrza szyi. Napiera by przebić mózg.
Drgawki wstrząsają nią, gdy ryk wyrywa się z jej gardła, wybrzmiewa w martwym powietrzu i natychmiast gaśnie.
Następną rzeczą, która wydostaje się z jej ust, jest strumień krwi.
Mgiełka czerwonych kropel frunie ponad fotelem ku przedniej szybie wozu.
Kilka sekund później dziewczyna jest martwa.






CDN jutro Wink


Post został pochwalony 0 razy
Nie 5:26, 24 Cze 2007 Zobacz profil autora
sick
Administrator
Administrator



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z brzucha mamy ! x]

Post
no to zapowiada sie ciekawie czekam na C.D


Post został pochwalony 0 razy
Nie 11:09, 24 Cze 2007 Zobacz profil autora
Kelly
Administrator
Administrator



Dołączył: 02 Lip 2006
Posty: 6060
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

Post Rozdział 1
Stary przyjaciel, główny bibliotekarz James Lightman odprowadził Laurę Niven do drzwi Bodleian Liblary. W ciągu ostatnich 3 tygodni spotykali się bardzo często, może dlatego, że była jej to pierwsza wizyta w Oksfordzie od 4 lat. Razem zeszli po stopniach ku ulicy. Pocałowała go w policzek, a Lightman cofnął się o krok, trzymając dłonie na jej barkach, by przyjrzeć się jej raz jeszcze. Była wysoka i szczupła, miała na sobie szkarłatny żakiet o szerokich klapach, wyblakłe dżinsy i zamszowe pantofle. Jasne włosy upięła w luźny kok. Lightman wolno i z uznaniem pokręcił głową.
- Cudownie było znowu cię zobaczyć,moja droga-powiedział-Proszę, nie zwlekaj tak długo z kolejną wizytą, dobrze?
Jego skrzeczący głos był nadzwyczaj cichy, prawie jak szept.
Uśmiechnęła się, patrząc na jego pomarszczoną, dobrotliwą twarz.. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że spogląda na sędziwego żółwia, którego skorupą jest Bodleian, siedziba jednej z najwspanialszych kolekcji książek na świecie. Położyła rękę na jego ramieniu, a potem odwróciła się i pokonała ostatnich kilka stopni.
U podnóża schodów zatrzymała się jeszcze i obejrzała, lecz Lightmana już nie było.
Uwielbiała to miasto i kłuło ją w brzuchu na samą myśl o tym,że wkrótce ma wracać do domu. Oksford wsączył jej się w krew, gdzy przed ponad 20 laty mieszkała tu jako studentka. Stał się jej częścią, tak jak ona, na swój niepozorny sposób, stała się częścią jego-wielkiego i skomplikowanego gobelinu ludzkich losów, który był historią tego miasta. Skręciła w Broad street, minęła budynek Sheldonian Theatre i nie spojrzała na boki, wchodząc na jezdnię; młoda kobieta w todze omal jej nie przejechała, pedałując zawzięcie na zdezelowanym czarnym herkulesie. Uniknęła kolizji w ostatniej chwili, skręcając ostro i dzwoniąc donośnie. Laura z rozbawieniem patrzyła za rowerzystką oddalającą się w stronę St Giles; dwadzieścia lat temu sama celowo straszyła w taki sposób amerykańskich turystów.
Pomyślała, że być może popada w banalną tęsknotę za młodością, ale tak naprawdę nie tylko jej przeżycia, nie tylko własne nitki w gobelinie sprawiały, że kochała to miejsce. Chodziło... no właśnie o co? Co takiego kochała? Nie potrafiła tego zdefiniować, tak jak nie sposób opisać spraw tak zagadkowych, jak honor, altruizm czy sentymentalność. Jako studentka uwielbiała opowieści o dawnych dziejach Oksfordu. Na pierwszym roku pisała nawet długie listy do przyjaciół z Illinois i Karoliny południowej, a także z rodzinnej Kalifornii, w których relacjonowała co zasłyszała. Chlubiła się tym miejscem, bo czuła, że jest jego częścią. Oksford stał się dla Laury miastem marzeń, nadrealną krainą obdarowującą przybyszów niezrównanym bogactwem i powietrzem świeższym niż w innych stronach. Była, myślała, przechodząc przez St Giles w drodze do restauracji, w której miała się stawić o 20:30,po prostu miejscem, dla którego warto żyć.


Wizja Oksfordu, która w tym samym momencie jawiła się Philipowi Bainbridge'owi była zgoła odmienna. Jechał do centrum z domu w Woodstock, leżącym piętnaście mil od murów starego miasta, by zabrać swoją córkę Joannę z jej pokoju w St John's College przy St Giles. W tym czasie miał okazję doświadczyć tego co w Oksfordzie najgorsze.Najpierw na dwupasmowej szosie zajechał mu drogę zardzewiały rover 216 wiozący 3 nadpobudliwych młodziaków z Blackbird Leys, rozległego getto rozciągającego się ledwie kilka mil od baśniowych wież starego miasta. Potem, na światłach, nawrzeszczał na niego kierowca mini metro, któremu podobno zajechał drogę na dojazdówce do szosy.
Kilka chwil później, gdy ruszał spod świateł na kolejnym skrzyżowaniu, jakiś pijak wlazł na Banbury Road tuż przed maską jego wozu. A przecież nie było jeszcze pół do ósmej! Jednak Philip przywykł do tego. Kochał to miasto ze wszystkimi jego wadami, odkąd tu przybył w 1980 roku, by studiować filozofię, politologię i ekonomię w Balliol College. Teraz, ponad ćwierć wieku później, nie umiał sobie wyobrazić życia w jakimkolwiek innym miejscu na Ziemi. Zawsze wychwalał to miasto, twierdząc z pełną powagą, że gdyby Oksford miał śródziemnomorski klimat, byłby nazywany Skończonym Rajem, i że chętnie spędziłby w nim całą wieczność.
A przecież słowa te padły z ust człowieka, który mnóstwo czasu spędzał, kontemplując- a raczej będąc do tego zmuszonym-mroczniejsze sprawy tego miasta. Philip pracował od lat jako niezależny fotograf, ostatnio zaś zawdzięczał większość swych przychodów dobremu układowi z Policją Doliny Tamizy, dla której dokumentował miejsca zbrodni. Trudniąc się tym, napatrzył się na oceany krwi i był świadkiem skrajnego cierpienia. Dlatego też wiedział, że w głębi serca, w swej ludzkiej duszy, Oksford jest taki sam jak południowo-środkowe Los Angeles czy londyński East End. Wciąż kochał to miejsce, lecz miał świadomość,że podobnie jak inne zakątki śmiertelnego świata, w każdym ze swych boskich pierwiastków Oksford jest zabarwiony krwią i substancją szarą wielu ofiar. Rozumiał, że tak jest i tak być musi, czy to w Venice Beach, czy w Ósmej Alei, czy przy The High w letni, angielski wieczór.
Philip zaparkował przy St Giles i pobiegł do portierni St Johne's College, gdzie czekała na niego Joanna. Wyglądała oszałamiająco, jak postać z obrazu Arthura Rackhama, ubrana w wyblakłe dżinsy i skórzaną kurtkę od Ralpha Laurena. Jej rudawe włosy opadały na ramiona kaskadą naturalnych, gęstych loków. Miała oczy w kolorze palonego drewna, bladą cerę, wysokie kości policzkowe i pełne usta.
- Przepraszam za spóźnienie
- Zdążyłam już cię poznać od tej strony,tato- odpowiedziała z uśmiechem Joanna. Miała odrobinę schrypnięty głos, jakby cierpiała na chroniczne przeziębienie. Potrafiła przełamać nim obronę każdego mężczyzny, który oparłby się jej urodzie.
Philip wzruszył ramionami i podał jej rękę.
- I dobrze. To co gotowi na kolację z matką?
- w rzeczy samej odparła chichocąc.
Ruszyli w dół St Giles
- Powiedz no, nie tęsknisz za Nowym Jorkiem? i spytał Philip
- Jeszcze nie
- Niewiele mówisz o dawnym życiu
- Raczej nie ma o czym. A poza tym, tato, "o dawnym życiu" brzmi dziwnie. Jak długo tu jestem? 6 miesięcy?
- A mam wrażenie, jakbyś była całe życie
- Wielkie dzięki! - odwróciła się ku philipowi z otwartymi ustami
- Zamknąłbym je na twoim miejscu
Joanna potrząsnęła głową, naburmuszona.
- Dobrze mi tu-powiedziała po chwili-W Greenwich czułam się... Sama nie wiem... Może trochę klaustrofobicznie? Było miło, ale przejawił się syndrom mieszkania-zbyt-małego-dla-nagle-sławnej-matki-pisarki-i-jej-nastoletniej-córki.
- Tak, to dość powszechna choroba społeczna. Cieszę się, że nie jestem w grupie ryzyka. To chyba jedna z korzyści bycia zatwardziałym kawalerem.
Joanna spojrzała na niego sceptycznie
- Tak sądzisz?? Ale chyba nie warta więcej niż wady tego stanu? Mówiłam ci już, że moją misją zanim opuszczę te święte okolice, jest znalezienie ci porządnej kobiety. Takiej, która się tobą zaopiekuje.
- Och proszę cię... Naprawdę sądzisz,że powinienem utyć?-philip poklepał się po niezbyt wydatnym brzuchu.
Przeszli na drugą stronę ulicy i minęli stary Quaker Meeting Hause. Chodnik był wąski; po prawej mieli jezdnię, a po lewej rzędy metalowych stojaków, do któtych umocowano kłódkami wysłużone rowery. Po chwili minęli ulicznego artystę, który zaanektował kawałek chodnika, by popisywać się nieudolną żonglerką pomarańczami.
- Macie drobne?- wybełkotał z nadzieją, gdy przechodzili obok.
Od Laury, która czekała na nich przed restauracją Brown's dzieliło ich jeszcze 20 jardów.



Talerze były już puste, a kelnerka napełniła kieliszki winem. Laura, która bez przekonania przeglądała listę deserów, upiła mały łyk. Siedzieli w pobliżu drzwi, które otwierały się raz po raz, ukazując fragmenty kontrolowanego haosu panującego w kuchni. Z kąta sali zarezerwowanego dla palących płynęły smugi dymu, a gwar rozmów mniej więcej setki gości splatał się z ledwie słyszalnym acid jazzem dochodzącym z głośników.
- Będzie nam ciebie brakować, Lauro- powiedział Philip znad kieliszka, po czym spojrzał najpierw na nią, a potem na córkę.
Czas spędzony w Oksfordzie minął błyskawicznie i następnego ranka miała lecieć do Nowego Jorku. Tęskniła już za swoim schludnym i przestronnym mieszkaniem w Greenwich Village, ale jednocześnie jakaś cząstka duszy nakazywała jej zostać tu i nie wracać. Wiedziała, że równie mocno będzie tęsknić za Oksfordem i dwojgiem ludzi, którzy znaczą dla niej najwięcej na świecie: Philipem i Joanną.
- Na pewno niedługo do was wrócę- odpowiedziała, wsuwając kosmyki jasnych włosów za prawe ucho.- Przede wszystkim po to żeby jej dopilnować-dodała, spoglądając przelotnie na Joannę.
- Akurat potrzebne mi doglądanie- stwierdziła dziewczyna rzucając matce żałosne spojrzenie.
- Za bezpieczną podróż-powiedział Philip, unosząc kieliszek.
Jo powtórzyła toast, ale zaraz zerknęła na zegarek i zaczęła podnosić się z krzesła.
- Mamo, strasznie mi przykro ,ale muszę już lecieć. Dziesięć minut temu miałam się spotkać z Tomem-wyjaśniła.
- Nie ma sprawy odparła Laura-Leć. I pozdrów ode mnie swojego kochasia.
Ignorując zaczepkę, Joanna nadstawiła policzek Philipowi.
- Zobaczymy się rano. Muszę przecież sprawdzić, czy spakowałaś bilet i paszport- rzuciła ze złośliwym uśmiechem, obracając się do Laury,po czym ruszyła w stronę wyjścia krętą ścieżką między blisko ustawionymi stolikami.
Patrzyli na nią, aż stanęła w drzwiach, by pomachać im na pożegnanie. Po chwili odwrócili się ku sobie, pochyleni nad stołem i wsparci na łokciach. Laura wtuliła policzki w rozłożone dłonie.
Rozglądając się po sali, rozmyślała o tym jak często spotykali się w Brown's. W czasach studenckich bywała tu regularnie . To tu przyszli w Philipem na swoją pierwszą randkę, tu także powiedziała mu, że jest w ciąży. Uwielbiała niezmienny wystrój tego lokalu- kremowe ściany, stare lustra, błyszczące dębowe podłogi i ogromne palmy. Nieomal widziała młodszą siebie przy sąsiednim stoliku, wpatrzoną w oczy równie odmłodzonego Philipa.
- I jak, opłaciła ci się ta wyprawa? spytał Philip po chwili milczenia- Znalazłaś to czego szukałaś?
Upiła jeszcze łyk wina, odstawiła kieliszek i zaczęła gładzić chłodne szkło, w zamyśleniu wpatrując się we wzory, które światło wyczarowywało w czerwonym płynie.
- I tak, i nie - odpowiedziała i westchnęła.- Ale szczerze mówiąc... raczej nie. Czuję, że utknęłam w ślepej uliczce
- Tak?
- Wiesz, zdarza się.
- Czy to znaczy, że straciłaś czas?
- Nie- odparła z naciskiem- To znaczy, że będę musiała pracować jeszcze ciężej. Chodzi o to, że pomysł nie jest za dobry.-dodała po chwili- chyba go porzucę.
Philip spojrzał zaskoczony
- Przecież brzmiało to tak obiecująco...
- Owszem, ale z pisaniem tak już jest. Czasem człowiek myśli, że temat zgra, a potem okazuje się, że jest całkiem inaczej.
Po latach ciężkiej pracy dziennikarskiej w Nowym Jorku i po napisaniu kilku powieści, które kolejno robiły klapę, przed rokiem Laura wreszcie pociągnęła za właściwe sznurki i miała w ręku prawdziwy bestseller. Restytucja była thrillerem historycznym, którego akcja toczyła się w siedemnastowiecznym Nowym Amsterdamie. "New York Times" nazwał tę powieść błyskotliwą. Zdobyła tęż Nagrodę White Rose i sprzedała się na tyle dobrze, że Laura nareszcie mogła porzucić stałą pracę. Media natychmiast zainteresowały się nową postacią na rynku, a zwłaszcza jej urodą i dotychczasową karierą dziennikarki specjalizującej się w pisaniu reportaży o najstraszniejszych zbrodniach Nowego Jorku.
Zdając sobię sprawę, że to życiowa szansa Laura z miejsca zabrała się do pracy nad kolejnym projektem, powieścią osadzoną w realiach czternastowiecznego Oksfordu, w której autentyczna postać bierze udział, teolog i matematyk Thomas Bradwardine, bierze udział z skomplikowanym spisku na życie króla Edwarda II
- A co z twoim mnichem Bradwerdine'em?
- Wciąż mnie interesuje, chociaż, nawiasem mówiąc, Philipie, nie był zakonnikiem- odparła z uśmiechem- Problem w tym, że zdałam sobie sprawę, że on nie mógłby się wplątać w spisek przeciwko królowi. To nie ten typ. Był zagadką może i po części geniuszem. Człowiekiem głęboko religijnym, najwybitniejszym matematykiem swoich czasów, a także arcybiskupem Canterbury, ale z całą pewnością nie Rambo.
Zresztą nic wielkiego się nie stało. Nie zaszłam zbyt daleko. Jest wiele innych historii, które mogę wziąć na warsztat. Leżą sobie i czekają, aż ktoś po nie sięgnie. Przypuszczam nawet, że i Bradwerdine pewnego dnia powróci. Po prostu odkładam go na później.
- Zabrzmiało to jak moja kwestia-przyznał Philip
- Cóż... Możliwe,żę przez te wszystkie lata zbyt surowo oceniałam twoje słabostki- powiedziała Laura.
Wzięła jeszcze łyk wina, usadowiła się wygodniej na krześle i, rozkoszując się owocowym smakiem na języku,spojrzała na Philipa. Gdy się odwrócił, by przywołać kelnera, popatrzyła na jego profil i zdumiało ją jak niewiele się zmienił przez tych z górą 20 lat. Naturalnie, w jego gęstwinie ciemnych loków pojawiły się siwe pasma, twarz stała się bardziej krągła, a oczy bardziej zmęczone. Jedna na jego ustach wciąż trwał znużony światem uśmiech, który tak ją pociągał, gdy Philip miał 22lata. Nie zmieniły się też zniewalająco brązowe oczy.
Tak często o nim myślała, żyjąc na drugim końcu świata. I tak się długo nie widzieli, że ledwie mogła uwierzyć, że siedzą teraz razem w zatłoczonej restauracji, słuchając bębnienia kropel deszczu o szyby w masykotowym blasku ulicznych latarń.
Spoglądając dziś na niego, dobrze wiedziała, dlaczego go pokochała, dlaczego oddała mu się tak jak nikomu przedtem ani potem. Na chwilę ogarnęło ją nawet zdumienie, że w ogóle mogła od niego odejść.
- Kawy?
popatrzyła na niego pustym wzrokiem.
- Halo! Kawy?
Kelner czekał przy stoliku, a Philip machnął ręką przed jej oczami.
- Co? A, tak... przepraszam. Bezkofeinową ze śmietanką. Dziękuję
- Byłaś daleko stąd. Czyżby w krainie Bradwardine i Plantagenetów?
- Chyba- skłamała
- Co dalej?- spytał gdy kelner odszedł
- W tej chwili naprawdę nie mam pojęcia. Ale na pewno coś wymyślę.- Celowo unikała tematu, a Philip o tym wiedział.
I właśnie zamierzał skuteczniej pokierować rozmową, gdy zadzwonił jego telefon.
- Philip Bainbridge-rzucił-Tak...Tak\
Laura pomyślał,że rozmawiając przez telefon jest bardziej oschły niż zwykle.
- Dobrze. To jedynie milę, może dwie stąd.
Mogę być na miejscu za... 15 minut. Tak? W porządku.- Zamknął telefon.
- Jakiś problem?
- Nie, tylko utrapienie. Dzwonili z posterunku. Chcą, żebym zrobił zdjęcia w pobliżu The Perch. Nic więcej nie powiedzieli. Przykro mi, ale chyba musimy poprosić o rachunek.




Ale się namordowałam..... dobra następny rozdział jutro Wink


Post został pochwalony 0 razy
Pon 19:38, 25 Cze 2007 Zobacz profil autora
dziewczyna123
Kandydat
Kandydat



Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Wrocławia

Post
o kurde! nie zauważyłam tego wcześniej....
chciało Ci się tyle pisać?!
szacun


Post został pochwalony 0 razy
Czw 22:25, 29 Sty 2009 Zobacz profil autora
GoodThing




Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zawadzkie

Post
oj i kelly chyba juz sie nie chcialo pisac dalej...Very Happy a szkoda...
jaki tytul jest tej ksiazki...?


Post został pochwalony 0 razy
Czw 22:45, 29 Sty 2009 Zobacz profil autora
Kelly
Administrator
Administrator



Dołączył: 02 Lip 2006
Posty: 6060
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

Post
Tytuł Ekwinokcjum
nie chciało mi się pisać fakt... ale pisałabym dalej gdyby nie fakt że pożyczyłam książkę kumplowi.. kumpel wyjechał za granicę a książka nie wróciła Sad


Post został pochwalony 0 razy
Nie 18:32, 08 Mar 2009 Zobacz profil autora
GoodThing




Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zawadzkie

Post
Aaa szkoda Sad a książka fajna postaram się ją zdobyć Smile


Post został pochwalony 0 razy
Nie 18:56, 08 Mar 2009 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Forum o Good Charlotte Strona Główna » Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin